Morski rejs z Wasilkowa na Maltę. To wyprawa tylko dla prawdziwych herosów

Dariusz Skowroński, uczestnik rejsu na Maltę m2.png

Morski rejs z Wasilkowa na Maltę. To wyprawa tylko dla prawdziwych herosów

Kiedyś, jako absolwent Wydziału Fizyki Uniwersytetu Łódzkiego prowadził żeglarskie szkolenia dzieci i młodzieży. Dziś Dariusz Skowroński jest właścicielem firmy zajmującej się instalacjami elektrycznymi, ale także licencjonowanym sędzią Polskiego Związku Badmintona. Poza startami w maratonach kolarskich MTB jest wielbicielem jazdy na nartach zjazdowych. Rozmawiamy z nim o niepowtarzalnym rejsie na Maltę.

Dariusza Skowrońskiego znamy jako specjalistą od diagnostyki instalacji elektrycznych. Pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego. Tam zostawił przyjaciół i swoich adeptów. W Wasilkowie zamieszkał po ślubie ze swoją żoną, z pochodzenia wasilkowianką. Ojciec dwóch dorosłych już córek ma niesamowitą pasję – uprawia żeglarstwo morskie. Jest to pasja wymagająca bardzo pracochłonnego przygotowania technicznego i precyzji, ale także kondycji fizycznej, dyscypliny i hartu ducha.

 

Dariusz Skowroński podczas rejsu.jpeg

Dariusz Skowroński jako podczas rejsu w 2020 r.


Dlaczego rejs miał dwa tak odległe od siebie etapy?

Rejs miał swój początek w roku 2012, a kontynuację w 2020 roku. Nasz niespełna 11-metrowy francuski jacht klasy DUFOUR 35 osobiście przygotowywałem do morskiej eskapady. Celem całego przedsięwzięcia było przeprowadzenie jachtu do Europy. W 2012 roku pierwszym etapem naszej 4-osobowej załogi była trasa z Nowego Jorku na samotną atlantycką wyspę Bermudy gdzie miała nastąpić zmiana załogi. Niestety nie dotarliśmy do niej. Piątego dnia  tego etapu wiatr osiągał poziom 11 stopni Beauforta, więc ze względów na niesprzyjające sztormowe warunki dla zachowania bezpieczeństwa byliśmy zmuszeni  do zmiany kursu z wiatrem a ostatecznie do wycofania się. Czyli do ponownego przejścia silnego prądu zatokowego Golfsztrom z tzw. stojącymi falami i powrotu do portu Nowego Jorku Atlantic Highlands. Po zmianie załogi i kolejnych 6 dniach w morzu, dotarliśmy do najbardziej wysuniętego na północ największego kanadyjskiego atlantyckiego portu morskiego - Halifaxu, gdzie czekała na nas kolejna inna załoga. Z Halifaxu na Nowej Szkocji poprzez Azory, Lizbonę, Brest, kanał La Manche, Morze Północne, Kanał Kiloński i Bałtyk jacht dotarł do Gdańska. Przez 8 lat jacht przetransportowany do Białegostoku był remontowany i przygotowywany do kolejnego rejsu.



Rejs Podlasia - trasa w 2012 r..jpg Przed rejsem.jpg

Dariusz Skowroński oraz Burmistrz Wasilkowa Adrian Łuckiewicz podczas konferencji prasowej w 2020 r., przed rejsem

Rok 2020 - powrót do realizacji celu

W czerwcu 2020 roku wyruszyliśmy ponownie w rejs, tym razem z Gdańska na Maltę.  Gmina Wasilków wspomogła nas wówczas dofinansowaniem na obsługę telefonu satelitarnego, dzięki któremu mogliśmy nie tylko zwiększyć swoje bezpieczeństwo ale i zapewnić łączność satelitarną z rodzinami. Dzięki nowoczesnym technologiom (system AIS) mieliśmy dokładnie monitorowaną naszą pozycję, dzięki której w każdej chwili nasi bliscy mogli obserwować trasę rejsu. Te osiem minionych lat od poprzedniego rejsu mocno zmieniły możliwości nawigacji, obserwacji warunków pogodowych i dokładnego przewidywania utrudnień na trasie rejsu jakimi m.in. były silne prądy i pływy morskie.

W 2020 roku z Gdańska do hiszpańskiej Chipiony przebyliśmy 2200 mil morskich, ale to były dopiero dwie trzecie drogi na Maltę. Nasz rejs dokończyliśmy w ubiegłym roku i w tej chwili jacht znajduje się na Malcie.



Trasa morskiego rejsu na Maltę.jpg

Trasa rejsu Gdańsk - Malta


Co jest takiego niezwykłego w żeglarstwie morskim?

Do Cuxhaven w Niemczech płynęliśmy w 3-osobowym składzie przyjaciół: Cezary Wróblewski (właściciel jachtu), Jacek Wilczyński i ja - Dariusz Skowroński. Pływanie jachtem po morzu jest zupełnie inne niż pływanie po polskich jeziorach. Zwykle płyniemy kilka dni. Oczywiście non stop tj. bez zawijania do portu. Do mariny wchodzimy wyłącznie w celu zatankowania paliwa, kąpieli i uzupełnienia żywności. Pracujemy co 4 godziny na zmianę, po dwóch. Czyli dwie osoby na pokładzie, dwóch odpoczywa. Oczywiście w razie potrzeby „wszystkie ręce na pokład”. Im bliżej brzegu tym większy jest ruch statków. Trochę luksusu w nocy mają ci, którym przyświeca księżyc i widać coś więcej poza czerwonym światłem kompasu. Pływanie jachtem morskim wymaga ogromnej odpowiedzialności, wiedzy, doświadczenia, dyscypliny i kultury bycia. Nie pomijając znajomości języków obcych.
Bardzo często znajdujemy się w sytuacjach trudnych, płynąc np. wiele godzin w sztormowych warunkach w mokrym ubraniu. Jest to bardzo trudne przedsięwzięcie fizycznie i psychicznie.


Czy płynąc takim jachtem bardziej odczuwa się chorobę morską?

Oczywiście! Nasz jacht “High Priority” ma zaledwie 10,6 metrów długości i mocno odczuwa się na nim morskie fale. Kwestia choroby morskiej też ogromnie utrudnia pływanie i trzeba się ratować medykamentami, każdy na swój sposób żeby przetrwać. Ja mam sprawdzone kanadyjskie tabletki. Co ciekawe, w moim przypadku nawet krótkie zejście na ląd i powrót na pokład nie upoważnia do przerwania kuracji, ponieważ ponowne wyjście w morze natychmiast przywołuje niedyspozycję. Po 3-4 dniach na morzu tych tabletek już nie trzeba brać, organizm się przyzwyczaja. Mam kilku kolegów, którzy w ogóle nie odczuwają tych objawów. Jest mnóstwo powiedzonek na temat choroby morskiej, np. “czerwono na zachodzie - żeglarz wie o pogodzie”.  Jest takie zabawne powiedzonko: “Bladozielony kolor twarzy żeglarza świadczy o stopniowym braku zainteresowaniu żeglarza sprawami żeglarskimi”.

Czyli rejs na morzu to walka o przetrwanie?

Tak. Ale ja bym to określił umiejętnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach. A te krótkie piękne chwile zdecydowanie rekompensują niewygody, o których szybko zapominamy.  Generalnie pływanie jachtem po morzu to ciągła walka z żywiołem, z samym sobą i praca panowania nad jachtem, który nieprzerwanie się kołysze lub zalewa wodą w czasie sztormu. Musimy pilnować kursu, uważać na  pływy i ruch pozostałych jednostek. Już na pełnym Atlantyku w Zatoce Biskajskiej licznie towarzyszyły nam delfiny. Zaś na południowo-zachodnim krańcu Portugalii na wysokości przylądka Św. Wincenta widzieliśmy rekiny pływające dookoła naszego jachtu.

Rekin obok jachtu.jpg
Rekin płynący obok jachtu


Jakie niebezpieczeństwa czyhają na osoby płynące jachtem po morzu?

Najbardziej niebezpieczne na morzu są tak zwane pływy oraz zmiany pogody i wiatru. Gdy pływamy jachtem mającym zaledwie 11 metrów długości, trzeba brać pod uwagę wszelkie ostrzeżenia i bardzo pilnować warunków na morzu.

Czego uczy żeglarstwo morskie?

Żeglarstwo uczy żyć, bo musisz umieć zaszyć dziurę w spodniach. Musisz nauczyć się dbać o higienę osobistą. Żeglarstwo morskie bardzo uczy współżycia z kolegami w grupie, w trudnych warunkach. Kiedy ja się źle czuję i jestem skrajnie zmęczony, ktoś mi pomaga. Gdy mam wyznaczoną wachtę w kuchni a jestem chory, to mnie zastępują. Gdy ktoś inny leży w koi, to ja jemu usługuję. I to jest szkoła życia absolutna. Później wiele zachowań przenosi się na ląd. Uczymy się szacunku i troski o drugiego człowieka.
Żeglarze zawsze sobie pomagają, na lądzie też.

jacht.jpg


Wywiad przeprowadziła Lidia Dobrowolska-Wojewódzka

Zdjęcie główne do artykułu - Jolanta Skowrońska

Zdjęcia w artykule pochodzą z prywatnych zasobów Dariusza Skowrońskiego

facebook
Urząd Miejski w Wasilkowie